Są chwile, które sprawiają, że mam gęsią skórkę, serce bije mi szybciej, pięści zaciskają, a nerwy puszczają. I to wcale nie jest tylko przed, w trakcie i po Gran Derbi. Tak się dzieje, gdy słyszę, że Real Madryt poluje, na któregoś z zawodników Barcelony. Tak samo mam w drugą stronę, nie podoba mi się, gdy ktoś z Blaugrany przebąkuje o kupnie zawodnika Realu.
Może ktoś stwierdzić, że to głupie. Może i tak, ale są rzeczy, których się nie robi. Nie całuje się chłopaka swojej przyjaciółki, tak samo nie kupuje się zawodnika, który nosił już barwy królewskie lub barcelońskie.
Moje młode serce przeżyło już chwilę rozpaczy i utraty wiary, że świat jest dobry, gdy Luis Figo dokonał zdrady i opuścił Barcelonę na rzecz Królewskich. Chwile grozy przeżyłam, gdy przedwczoraj wyczytałam, że nadzieja Barcy Thiago przechodzi do Realu. Uff, jak to dobrze, że był to żart.
Tu nie chodzi o pieniądze. Każdy kibic Barcelony i Realu uważa swój klub za coś więcej niż klub. Gdy zawodnik ubiera koszulkę Barcelony winien wiedzieć, że obowiązuje go niepisany przepis, że jeśli chce zmienić barwy, to owszem, ale nie na te białe. I na odwrót. Tak samo, jak nie wypada przechodzić z Manchesteru United do Liverpoolu. Tak się nie robi.
Tymczasem na stronie Marci widnieje post „Real idzie po Cesca”. I pojawia się już wspomniana gęsia skórka, serce bije szybciej, itp. Mimo że Fabregas gra dla Arsenalu, to wychowała go Barcelona. Nadzieja w Geradzie Pique, który mógłby wpłynąć na kolegę. Chociaż z tego, co pamiętam, Cesc mówił, że do Madrytu nie zawita nigdy.
I Cesc nie da się zwieść Jose Mourinho.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz