niedziela, 16 września 2012

Na opak cz. 2


To Barcelona miała męczyć się z Getafe i przegrać 1-0, a Real zawitać w Sewilli i roznieść gospodarz, jak to miał w zwyczaju, drużynę ze stolicy Andaluzji. A było na opak.  Blaugrana zagrała świetny mecz, a Real jeden z gorszych meczów w ostatnich latach.

Pierwsze trzy minuty na stadionie Ramón Sanchez Pizjuan były prawdziwym trzęsieniem Ziemi.

Najpierw Piotr Trochowski strzelił gola już w drugiej minucie, po karygodnym błędzie zawodników z Madrytu, a po chwili Gonzalo Higuain postanowił wymierzyć sprawiedliwość i kopnął zawodnika Sevilli. Sędzia nie zauważył głupiego zachowania napastnika z Argentyny. Już od tej minuty Los Merengues powinni grać w 10. W ogóle drużyna Królewskich powinna mecz skończyć w 9. Brakiem wyobraźni, tudzież głupotą wykazał się też rodak Higuaina – Di Maria, który w jednym ze starć z zawodnikiem gospodarzy, machnął ręką, jakby chciał wymierzyć lewy sierpowy przeciwnikowi. Nie trafił. A sytuacja ta pokazała, że w  głowach Królewskich  zawrzało,  zawodnicy Realu czuli, że mecz znowu nie układa się po ich myśli.

Zresztą to mało powiedziane, Real zagrał fatalnie, jeśli mogę, to użyję określenia ‘padaka’. Drużyna Mourinho była bez pomysłu, jakby wszystkie schematy wyczerpały się, a ktoś zaczarował  umysły piłkarzy Królewskich, którzy nagle zapomnieli o swoim geniuszu. Madryccy dziennikarze pomstują, że nie poznają swojej drużyny.

- Nie mam drużyny. – mówił na konferencji prasowej wściekły Jose Mourinho. Jego drużyna po raz kolejny zagrała fatalny mecz. – Niektóre ‘głowy’ się skompromitowały. Po pierwszej połowie chciałem zmienić siedmiu zawodników. – kontynuował rozżalony.

Kim są te ‘głowy’?

Gonzal Higuain zagrał wczoraj okropnie, partaczył co się dało, z lepszej strony nie pokazał się Karim Benzema, który tylko powiększył ilość minut bez gola w oficjalnym meczu. Co się stało z Francuzem, który w zeszłym roku grał jak dobrze naoliwiona maszyna? Czy uszło z niego powietrze?

A może powietrze uszło z wszystkich zawodników Realu?

Jose Mourinho lubi powtarzać, że jego drużyny grają najlepiej w drugim sezonie. Zaczął się trzeci sezon, a zawodnicy Los Blancos wydają się wypaleni, zmęczeni, a na boisku poruszają się jakby ‘chcieli, a nie mogli’. Być może to przed wczesne ferowanie wyroków, ale metoda, którą stosuje Portugalczyk, czyli wykorzystywanie ambicji drużyny i ‘pompowanie’ jej - mogło się wypalić, ile można grać ‘na emocjach’? A może to po prostu złe miłego początki?

Czy jednak Królewscy przezwyciężą problemy jako zespół? Nie od dziś wiadomo, że w szatni drużyny z Bernabeu są grupy i grupki. Taka atmosfera z pewnością nie sprzyja przyjaźni i owocnej współpracy, może tylko powiększać antagonizmy. (poczekajmy na śledztwo Diego Torresa z El Pais)  Jak sobie poradzi z tym Mou? A jak zawodnicy? Jeśli widzą, że trener publicznie ich krytykuje, głośno krzycząc o kompromitacji, choć bez nazwisk, z pewnością każda ‘głowa’ wie, że to o niej mowa.  

Tyle o smutnym Realu, czas na szczęśliwą Sevillę.

- Bardziej niż Real przegrał, to Sevilla wygrała. – powiedział na pomeczowej konferencji Michel, trener gospodarzy i dodał  – Wiele z błędów gości spowodowanych było pracą i aktywnością moich zawodników.
Sevilla zagrała świetnie, piłkarze byli zmotywowani. Sprawdziły się słowa Alvaro Negredo, który przed meczem opowiadał, jak bolesne były poprzednie wysokie porażki z Królewskimi. Tym razem zawodnicy Michela zastosowali się do zasady ‘jeden za wszystkich, wszyscy za jednego’, pomagali sobie, jak tylko mogli. Chwilami wręcz ich gra zachwycała, świetnie ‘klepali’, pokazując jak świetni technicznie są.

Drużyna z dzielnicy Nervión mogła wygrać wyżej, o ile pięknie rozgrywała piłkę do pola karnego, to prostokąt oddzielający ją od bramki Casillasa stawał się magiczną linią, w który gdy piłka wpadała nic  z ataku nie wychodziło.

Wspominałam o partactwie Higuaina? W drużynie Sevilli gra jednak mistrz partactwa, o dziwo, mistrz Europy z Hiszpanią. Alvaro Negredo. O ile Argentyńczyk jest w dołku i zapewne z niego wyjdzie. To stan ‘partactwa’, które uprawia Hiszpan, jest permanentny i za głowę można się tylko złapać. Negredo nie miał wczoraj zbyt wielu sytuacji, ale gdy w pewnym momencie, przed polem karnym dostał piłkę, zamiast zachować się jak prawdziwy napastnik, wbiec w pole karne, mając przed sobą tylko Casillasa, Negredo postanowił strzelić z dystansu. Nawet nie trafił w światło bramki.

Zawiódł mnie wczoraj Jesus Navas, który utwierdził mnie, że na grę w La Roja nie zasługuje. Hiszpan zapomniał wczoraj, że jest szybki, za każdym razem, gdy dostawał piłkę i stawał naprzeciwko Marcelo, obrońcy, który nie słynie z tego, że jest dobrym w obronie, a lepiej radzi sobie w ataku, Navas zwalniał. La Roja nie ucierpiałaby, gdyby del Bosque Andaluzyjczyka powołać nie chciał, na jego miejsce czeka wielu zdolnych.

Rację ma prezes Del Nido, który zdaje sobie sprawę, że ma drużynę, która może powalczyć o miejsca premiowane grą w europejskich pucharach. W stolicy Andaluzji tęsknią za sukcesami drużyny na polu międzynarodowym, które w końcu nie są tak odległą historią, bo zaledwie sprzed sześciu/pięciu lat.

Na mnie wielkie wrażenia zrobił Cicinho. Brazylijczyk był wczoraj wszędzie, a wisienką na torcie jego gry była sytuacja, w której sprowokował do faulu Cristiano Ronaldo. Zrobił to premedytacją, ale ta sytuacja może być taką metaforą wczorajszego pojedynku. Rozbrykani Andaluzyjczycy, którzy pokonują bezsilnego goliata z Madrytu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz