Jeśli ktoś spodziewał się zobaczyć w dzisiejszym meczu wielką Barcelonę, to był w wielkim błędzie. Po wygraniu Ligi Mistrzów zawodnicy rozjechali się po świecie, jedni na wakacje, inni na Copa America, na pierwszym treningu wszyscy spotkali się dopiero w zeszłym tygodniu. To nie Barca zawiodła, to Real nie wykorzystał swojej szansy, bo z taką obroną Blaugrany mógł pokusić się o swoją manitę.
Jeszcze tydzień temu Leo Messi i Dani Alves bawili się na Ibizie, z plaży wrócili też Alexis i Mascherano. A Pique, Busquets, Xavi i Iniesta podczas meczów w presezonie większość czasu spędzili na ławce, odpoczywając, rzecz jasna. A większość spotkań w czasie tourne rozgrywali młodzi zawodnicy z Barcy B, z których na ławce we wczorajszym meczu zasiadł tylko Giovani Dos Santos. Dodatkowo zespół zmagał się także z kontuzjami.
W zupełnie innej sytuacji był Real, który wygrał wszystkie siedem spotkań podczas przygotowań do sezonu, a Mourinho mógł liczyć na większość zawodników z podstawowego składu. Doskonale wkomponowali się w zespół Contrao i Callejon, a Karim Benzema wrócił z dalekiej podróży i stał się ważnym punktem zespołu. W szeregach Królewskich wszystko działało, jak tego chciano.
- Superpuchar, to najważniejsze trofeum lata, ale najmniej ważny tytuł w sezonie – powiedział na przedmeczowej konferencji prasowej Jose Mourinho i dodał – za każdym razem, gdy wygrywałem, z którąś z drużyn superpuchar w sezonie nie wygrywałem praktycznie nic. Dystans do walki o puchar utrzymywał także Pep Guardiola, trener Barcy podkreślał to, co trener Realu, że to najmniej znaczący tytuł, o który walczy w tym roku jego zespół. – Jednak to puchar, a więc nie ma wymówek. Szkoleniowiec Barcy doskonale zadawał sobie sprawę, że jego zespół jest w niedoczasie, a przeciwnik na gazie. A klub bardziej skupiony wydawał się na transferze Cesca Fabregasa.
O jedenastce na mecz Realu mówiło się już podczas pobytu Królewskich na tourne, jedynym znakiem zapytania był wybór pomiędzy Di Marią, a pozyskany tego lata Coentrao, nazywany Blondynem za 30 mln. (źródło – Dariusz Szpakowski) Miała to być dokładnie ta sama jedenastka, która w zeszłym roku zagrała na Camp Nou, przegrywając 5:0. Typowanie pierwszego składu Barcy było wróżeniem z fusów, problemy z kontuzjami, a także z brakiem zawodników podstawowego składu, sprawiały, że pojawiło się kilka wariantów, w którymi mogła zagrać Barcelona. Po środowym meczu reprezentacji Hiszpanii z Italią pojawiły się kolejne problemy, pod znakiem zapytania stanął występ w El Clasico Busuqetsa i Pique, a jeszcze przed meczem zgrupowanie opuścił Xavi.
Mecz zaczął się od uderzenia Realu, pewni siebie zawodnicy Mourinho zaatakowali, nie pozwalając Barcie wyjść chwilami nawet ze swojego pola karnego. Ustawieni wysoko w obronie Królewscy wymuszali błędy na zawodnikach z Katalonii. – Real wygra 5:0 – zapowiadał były bramkarz Realu Buyo, przez chwilę ten, dla wielu absurdalny wynik wydał się realny. Obrona Barcelony cudem nadążała za świetnie grającymi piłkarzami Realu. Sytuacja Benzemy, gdy po jego główce Valdes cudem wybił i strzelony w 13 minucie przez Özila gol sprawiły, że można było drżeć o to, co będzie działo się dalej. A pierwszym wyjście spoza swojej połowy miało miejsce dopiero w 36 minucie, gdy po cudownym strzale Villi Barca doprowadziła do remisu, w 45 minucie cudownie obudził się Leo Messi, którego dojście do piłki przyprawia zawodników Realu o zawrót głowy i tym razem La Pulga dała się we znaki obrońcą Realu strzelając gola do szatni.
Po przerwie Real wyszedł niezbyt pewny siebie, to Barca miała przewagę, wreszcie zaczęła grać swoje, do czasu, aż padł gol i Realowi wrócił animusz. O przewadze Realu świadczy 53% posiadania piłki, wiadomo, że odebrać Barcie piłkę to zwyciężyć. Sytuacji bramkowych Barca miała 5, Real – 14.
- Sędziowie? Są rzeczy, które się nie zmieniają – to słowa Aitora Karanki, który, pojawił się na konferencji prasowej zamiast Jose Mourinho. Dziwi to kogoś? Ramionami na temat sędziów zruszał Cristiano Ronaldo jak mantrę powtarzając – był karny. Drogi Cristiano, szanowny Aitorze, karny był, ba, były dwa karne, po jednym na zespół. Pierwszy po bardzo złośliwym zachowaniu Valdesa, który po meczu tłumaczył się, że Portugalczyka nie widział, nie wierzę. Drugi po ścięciu Pedro przez Marcelo, kilka minut później. Zamiast narzekać na sędziów trenerzy Realu powinni cieszyć się, że Pepe nie został wyrzucony z boiska po chamskim wejściu w Daniego Alvesa. Brazylijczyk padł jednak ofiarą swojego aktorstwa, gdyś sędzia nie podarował Portugalczykowi kartki za to zagranie, wiedząc, że Alves lubi przy każdym faulu dodać coś od siebie. Nie tylko Pepe ponosiły nerwy, swoje za uszami ma także Xabi Alonso, który, co rusz pokładał na ziemię zawodników Barcy, a także Sami Khedira, który w starciu z Abidalem miał nogę wyżej nić głowę. Pierwszą żółtą kartkę na hiszpańskiej ziemi zarobił rodak Mourinho – Coantrao, który widać, że charakter ma – podobny do Pepe. W chwilach, w których Królewscy nie mieli przewagi, zobaczyliśmy Real z wiosny, czyli chwilami grający brzydko.
-Jestem niezadowolony z rezultatu – mówił po meczu Iker Casillas. Trudno się dziwić zawodnikom Realu, dostali szansę, która może na Camp Nou się nie powtórzyć. Zwłaszcza, że Barca po tym meczu poczuje się jeszcze pewniejsza, a do składu dojdzie Cesc Fabregas i być może Serio Busquets, no i te 98 tysięcy kibiców na Camp Nou.
- To było bohaterstwo – powiedział po meczy Guardiola. Szczerze? Właściwie to była partyzantka, przeciwko uzbrojonymi w najlepszy sprzęt przeciwnikowi.
Gdyby szukać pozytywów w grze Barcy, to debiut Alexisa napawa nadzieją kibiców i sztab szkoleniowy. W sondzie przeprowadzonej przez El Mundo Deportivo został uznany przez kibiców najlepszym zawodnikiem meczu, na drugim miejscu znalazł się Valdes. Bramkarz Barcy dawał z siebie wczoraj wszystko. Wracając do Alexisa - swoim występem pokazał, że Chilijczyk będzie dużym wzmocnieniem – silny, mocno trzyma się na nogach, szybki, z dobrą kiwką, a do tego ma mocny charakter. Tak o nowym podopiecznym wypowiadał się Guardiola – Alexis pozostawił po sobie dobre wrażenie. Wykonał kawał roboty na obu skrzydłach. Wiele nam pomógł i jestem z niego bardzo zadowolony. Bez niego byłoby nam trudniej.
O pomstę do nieba woła obrona Dumy Katalonii – forma Abidala i Mascherano i setki popełnionych przez nich błędów przyprawiały o ból głowy kibiców. Mimo że obaj w zeszłym sezonie występowali na pozycji środkowych obrońców, to ich gra była, delikatnie mówiąc, słaba. Dopiero po wejściu Pique sytuacja w środku się poprawiła. Na słaby z plusem zagrał Dani Alves, który kilka razy powstrzymał groźne ataki Ronaldo. Jeśli chodzi o środek pola, to dość dobrze wypadł Iniesta, mimo braku formy, dopiero wejście Xaviego uspokoiło, chociaż trochę, sytuację w środku pola. Thiago, którego zmienił w pierwszej połowie nie istniał, w drugiej dał się poznać kilkoma kiwkami. Villa oprócz gola nie zrobił wiele, podobnie, jak Messi.
Nie przypominam sobie słabszej Barcelony, ale ciężko oczekiwać czegoś większego po drużynie, której w głowie jeszcze wakacje. I myli się Xabi Alonso i inni, którzy uważają, że remis nie jest dobrym wynikiem dla Królewskich. Być może, ale tylko z czysto matematycznego punktu widzenia. Nie z psychologicznego, bo co mogą pomyśleć sobie naładowani energią zawodnicy, którzy pewni swego wychodzą na boisku, mierzą się ze słabym zawodnikiem, który ledwo powstrzymuje ich ataki, a na końcu i tak remisują? To Barca wychodzi silniejsza z tego spotkania, bo będąc na swoim piłkarskim zremisowała na trudnym terenie.
Racja.
OdpowiedzUsuńTeraz przewiduję inny rewanż. po pierwszym meczu gdzie pierwszy skład Barcy zgranie zespołu powinno być lepsze.Dodatkowo Camp Nou zrobi swoje i przewiduję, że tym razem Real może nie mieć takiego dużego posiadania piłki, kolejna zagadka czy Real wyjdzie w takim samym ustawieniu czy bardziej zamuruje środek pola.
Real musi strzelić gole, w całym nieszczęściu Barcelony, szczęściem jest, że udało się im strzelić dwa gole. Dlatego też Królewscy będą zmuszeni zaatakować. A Barca już gorzej zagrać nie może.
OdpowiedzUsuń