Nawet jeśli Barca przegra z Realem wszystkie trzy mecze, jestem dumna, że jestem kibicem Dumy Katalonii.
Mówi się, że gdyby Real nie istniał, to Barca musiałaby sobie go wymyślić. Mimo wielkiej niechęci, chwilami nienawiści, która towarzyszy zawodnikom, działaczom i kibicom, mimo walki dwóch narodów Kastylijczyków z Katalończykami, ciężko sobie wyobrazić Barcę bez Realu i Real bez Barcy. Każdemu kibicowi nie przychodzi nawet na myśl, że Grad Derbi mogłoby nie istnieć.
Na klub z Madrytu mówi się Królewscy, dlaczego więc klub, który chce uchodzić za królewską markę (przecież klub, to nie tylko zwycięstwa, ale i cała otoczka) - zatrudnia kogoś, kto z szlachetnością ma niewiele wspólnego? Trenera, dla którego liczy się tylko sukces, bez względu na ofiary?
Real, klub wielki, od dwóch lat nie sięgnął po żaden tytuł, dla zawodników i kibiców Los Bancos, to tragedia, bo wielkie kluby żywią się wielkimi sukcesami. Stąd też miliony wpompowane w drużynę. Stąd też żądza najlepszego z najlepszych Mourinho? Czy warto po trupach do celu?
„Mourinho to trener trofeów, nie piłki nożnej” – powiedział Johan Cruyff, twórca nurtu w piłce cudownego, dzięki, któremu dziś możemy obserwować grę Barcelony – niektórych irytującą, dla wielu ludzi, przyprawiającą o ciarki na ciele, traktującą piłkę, jak poezję, nie jak ciężkie rzemiosło. I rację ma Holender. Powie ktoś, o to w piłce chodzi, o zwycięstwo. Zgoda, jednak tu zderzają się dwa spojrzenia na piłkę. Mourinho traktuje ją zero - jedynkowo, liczy się zwycięstwo, nieważne, jak osiągnięte. Nieważne, czy zmniejszymy boisko, bo przeciwnik lubi grać, gdy ma wiele przestrzeni. Nie kośmy trawy, nie podlewajmy jej przed meczem, przeciwnik tak lubi? Uniemożliwmy mu grę, nie naszą dobrą grą, ale czymś, co z futbolem ma niewiele wspólnego – sprawami pobocznymi. Jasne, Barcelona po porażce z Interem nie pozwoliła się cieszyć piłkarzom i kibicom z Mediolanu, szybko włączając zraszacze, ciężko to tłumaczyć, tylko słabością i bólem, który sprawia porażka, niewątpliwie jest to coś, co nie przystoi takiemu klubowi, jak Barca.
„Real to zespół bez osobowości” - mówi największa gwiazda Królewskich Di Stefano po meczu z Dumą Katalonii. To zespół gwiazd i przyszłych wielkich piłkarzy, ale nie ma tego, czegoś, co ma Barca, Manchester United, czy inne wielkie kluby, osobowości. Jedyne, co mają zawodnicy Mou, to wpajane w nich - walki na śmierć i życie, nawet jeśli musisz oszukać. Bo zwycięstwo liczy się przede wszystkim.
Póki co ten zespół nie gra nic wielkiego. Jak uznać obronę złożoną z 7 zawodników, przypomnę, że na boisku gra po 11 mężczyzn w jednym zespole, grając na własnym boisku, stawiając mur / autbous na własnej połowie?
„Grasz u siebie siedmioma obrońcami, znaczy, że się boisz” tak powiedział wspomniany już holenderski trener po sobotnim meczu. I miał rację, cała recepta Realu, to wybić daleko piłkę i a nuż przejmie ją Ronaldo lub Di Maria. Ot, wielki Real. Dobrze to ujął Di Stefano, mówiąc „Real Madryt był małą myszką, grającą przeciwko Barcelonie, będącej lwem”. I dodał „To goście byli drużyną, która grała w piłkę.”
Tak, Mourinho jest geniuszem ! Jego maska, którą zakłada, gdy powraca do roli trenera, jest genialnym zabiegiem, podobnie jak dbanie o najmniejszy szczegół, na który większość trenerów nie zwraca uwagi. Pytanie tylko, czy skoro jest geniuszem, to nie obowiązują go granice? Jeśli Mourinho stwierdzi, że na boisku zawodnicy mają robić coś, co niezgodne jest z czystością gry, z duchem rywalizacji, to też będziemy go bronić, bo „jest geniuszem”? Nie nie nie.
I tylko denerwuje mnie, że Barca zremisowała w sobotę, zwłaszcza, że karny dla Realu był niesłuszny, do czego przyznał się sam Marcelo, rzekomo faulowany przez Daniego Alvesa. I zastanawiam się, do którego akapitu wkleić sytuację z Pepe, najlepszym zawodnikiem Realu w tym meczu, który w w tunelu do szatni, opluł zawodników Barcy.
Wrócę do pierwszego akapitu mojego tekstu. Nawet jeśli Barcelona przegra z Realem, to ciesze się, że jestem ich kibicem, bo oprócz zwycięstwa liczy się klasa, a tej Blaugranie nie brak, Realowi z Mourinho – brak. Bo Real, to zespół, który obsesyjne próbuje wygrać,a Portugalczyk, który obsesje tą podziela.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz