poniedziałek, 19 września 2011

Schizofrenia Realu


Real Madryt przegrał wczoraj mecz z Levante, przeciwnikiem, który miał być łatwym dostarczycielem trzech punktów. Tymczasem zwycięsko z potyczki wyszli zawodnicy z Walencji, którzy wykorzystali słabą dyspozycję Królewskich i pokonali ich 1:0. 

W Hiszpanii mówi się, że mistrzostwo zdobywa się w meczach ze słabym przeciwnikiem, w ligowym maratonie, gdzie o tytuł mistrza Hiszpanii walczą tylko dwie drużyny, ich procent przegranych mieści się w granicy błędy statystycznego. Dlatego też każdy punkt jest na wagę złota. Po zeszłotygodniowym remisie z Realem Sociedad, na Barcelonę spadł kubeł zimnej wody, już w drugiej kolejce drużyna Guardioli miała 2 punktową stratę do rywala z Madrytu. W tą sobotę Blaugrana, której zwiastowano kryzys miała więc coś do udowodnienia, pokonała u siebie, właściwie zgniotła, drużynę z Pampeluny 8:0. A dzięki porażce Realu, to Królewscy oglądają obecnie plecy Blaugrany w ligowej tabeli. 

Niedzielny mecz w Walencji miał być dla Realu formalnością, po zwycięstwach 6:0 i 4:2 w pierwszych spotkaniach La Ligi, przyszedł czas na Levante, zespół skazany na ścięcie przez gilotynę o nazwie – Real.  Po słabym meczu w Zagrzebiu nikt nawet nie myślał, że Królewscy stracą punkty w Walencji, nieważne w jakiej formie, Los Blancos muszą zdobywać punkty. 

Początkowo przeważał Real, bramkarz gospodarzy przed meczem bawił się chyba w grę „gorący ziemniak”, w której rzucony przedmiot trzeba puścić, gdy ktoś krzyknie hasło – parzy. Dwukrotnie wypuścił piłkę z rąk w stosunkowo niegroźnych sytuacjach. Jego koledzy wcale nie byli lepsi, mieli problemy z wyprowadzeniem kontr, a także dłuższym utrzymaniem się przy piłce. Mimo wszystko drużyna prowadzona przez Mourinho nie zachwycała, jej gra była przypadkowa, a zawodnicy jakby znużeni tym, że muszą grać ze słabym przeciwnikiem. 

Pod koniec pierwszej połowy doszło do nieprzyjemnej sytuacji. Po faulu di Mari wywiązała się kłótnia, a po dotknięciu twarzy przez zawodnika Levante – di Maria teatralnie upadł na boisko, zwijając się z bólu, jak pokazały kamery – reakcja Argentyńczyka była zdecydowanie przesadzona. Do leżącego na murawie zawodnika Realu podbiegł piłkarz Levante, wściekły na di Marię, że ten symuluje, zaczął coś wykrzykiwać do ucha rodaka Messiego i Maradony. Sytuacja ta nie spodobała się Samiemu Khedirze, który podszedł do przeciwnika i go odepchnął, co sytuację zaogniło. Niemiec otrzymał za to czerwoną kartkę. Sytuacja ta z pewnością źle wpłynęła na i tak słaby już Real. 

W drugiej połowie rozkręciło się Levante, po jednej z kontr zawodnikom trenera Martineza udało się strzelić gola, w końcówce mieli także sytuacje, żeby wynik podwyższyć. Nic nie pomogło wpuszczenie na boisko pięknego i bogatego Ronaldo, a takżę Ozila, obaj zawodnicy doskonale wpisali się w krajobraz na boisku, byli bezużyteczni. 

- Oni prowokowali, symulowali, a sędzia im na to pozwolił. – mówił po meczu Mourinho. Wydaje się, że Portugalczyk był na innym meczu, bo Oscara za aktorstwo powinien otrzymać di Maria, nie któryś z zawodników z Levante. Racje ma jednak Mou, gdy mówi, że jego drużynie należał się rzut karny po zagraniu w polu karnym ręką przez zawodnika popularnych Żab. Ale to nie jedyny błąd sędziego, bo pomylił się on także na korzyść Realu. 

- Sędzia wypaczył wynik meczu. On nie był gotowy do prowadzenia spotkania na takim poziomie. – mówił po meczu wściekły Pepe. Sam Portugalczyk kolejny raz udowodnił na boisku, że to, że jest świetnym obrońcą, nie broni go przed tym, że powinien być zawieszany po każdym meczu za brutalną grę. Hiszpańskie gazety, sprzyjające Realowi doszukały się sytuacji, w której obrońca Los Blancos uderzył korkami w twarz przeciwnika, a był to tylko jeden z wielu fauli i brzydkich zagrań Pepe.  

Szkoleniowiec Realu i jego zawodnicy zdają się żyć w swoim schizofrenicznym świecie, gdzie to oni są tym dobrymi, a świat sprzeciwia się przeciw nim. Królewscy nie umieją się przyznać do słabszego meczu, winę zwalając na sędziego, czy oszustwa przeciwnika. Pytanie tylko, czy sami nie robią sobie krzywdy. Obrażani sędziowie w końcu zaczną jeszcze ostrzej patrzeć na brutalne faule zawodników z Madrytu, a także aktorstwo niektórych z nich. 

Wczorajszy słaby mecz Real nie był wynikiem błędu sędziów, a błędem w przygotowaniu drużyny przez trenera.  Żądny zemsty na Barcelonie – Mourinho szczyt formy zbudował na sierpniowe mecze z Blaugraną, niestety dla jego zespołu na tak wysokim poziomie nie można znajdować się przez cały sezon.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz