Real Madryt przegrał wczoraj mecz z Levante, przeciwnikiem, który miał być
łatwym dostarczycielem trzech punktów. Tymczasem zwycięsko z potyczki wyszli
zawodnicy z Walencji, którzy wykorzystali słabą dyspozycję Królewskich i
pokonali ich 1:0.
W Hiszpanii mówi się, że
mistrzostwo zdobywa się w meczach ze słabym przeciwnikiem, w ligowym maratonie,
gdzie o tytuł mistrza Hiszpanii walczą tylko dwie drużyny, ich procent przegranych
mieści się w granicy błędy statystycznego. Dlatego też każdy punkt jest na wagę
złota. Po zeszłotygodniowym remisie z Realem Sociedad, na Barcelonę spadł kubeł
zimnej wody, już w drugiej kolejce drużyna Guardioli miała 2 punktową stratę do
rywala z Madrytu. W tą sobotę Blaugrana, której zwiastowano kryzys miała więc
coś do udowodnienia, pokonała u siebie, właściwie zgniotła, drużynę z Pampeluny
8:0. A dzięki porażce Realu, to Królewscy oglądają obecnie plecy Blaugrany w
ligowej tabeli.
Niedzielny mecz w Walencji miał
być dla Realu formalnością, po zwycięstwach 6:0 i 4:2 w pierwszych spotkaniach
La Ligi, przyszedł czas na Levante, zespół skazany na ścięcie przez gilotynę o
nazwie – Real. Po słabym meczu w
Zagrzebiu nikt nawet nie myślał, że Królewscy stracą punkty w Walencji,
nieważne w jakiej formie, Los Blancos muszą zdobywać punkty.
Początkowo przeważał Real,
bramkarz gospodarzy przed meczem bawił się chyba w grę „gorący ziemniak”, w
której rzucony przedmiot trzeba puścić, gdy ktoś krzyknie hasło – parzy. Dwukrotnie
wypuścił piłkę z rąk w stosunkowo niegroźnych sytuacjach. Jego koledzy wcale
nie byli lepsi, mieli problemy z wyprowadzeniem kontr, a także dłuższym
utrzymaniem się przy piłce. Mimo wszystko drużyna prowadzona przez Mourinho nie
zachwycała, jej gra była przypadkowa, a zawodnicy jakby znużeni tym, że muszą
grać ze słabym przeciwnikiem.
Pod koniec pierwszej połowy
doszło do nieprzyjemnej sytuacji. Po faulu di Mari wywiązała się kłótnia, a po
dotknięciu twarzy przez zawodnika Levante – di Maria teatralnie upadł na
boisko, zwijając się z bólu, jak pokazały kamery – reakcja Argentyńczyka była
zdecydowanie przesadzona. Do leżącego na murawie zawodnika Realu podbiegł
piłkarz Levante, wściekły na di Marię, że ten symuluje, zaczął coś wykrzykiwać
do ucha rodaka Messiego i Maradony. Sytuacja ta nie spodobała się Samiemu
Khedirze, który podszedł do przeciwnika i go odepchnął, co sytuację zaogniło. Niemiec
otrzymał za to czerwoną kartkę. Sytuacja ta z pewnością źle wpłynęła na i tak
słaby już Real.
W drugiej połowie rozkręciło się
Levante, po jednej z kontr zawodnikom trenera Martineza udało się strzelić
gola, w końcówce mieli także sytuacje, żeby wynik podwyższyć. Nic nie pomogło
wpuszczenie na boisko pięknego i bogatego Ronaldo, a takżę Ozila, obaj
zawodnicy doskonale wpisali się w krajobraz na boisku, byli bezużyteczni.
- Oni prowokowali, symulowali, a
sędzia im na to pozwolił. – mówił po meczu Mourinho. Wydaje się, że
Portugalczyk był na innym meczu, bo Oscara za aktorstwo powinien otrzymać di
Maria, nie któryś z zawodników z Levante. Racje ma jednak Mou, gdy mówi, że
jego drużynie należał się rzut karny po zagraniu w polu karnym ręką przez
zawodnika popularnych Żab. Ale to nie jedyny błąd sędziego, bo pomylił się on
także na korzyść Realu.
- Sędzia wypaczył wynik meczu. On
nie był gotowy do prowadzenia spotkania na takim poziomie. – mówił po meczu wściekły
Pepe. Sam Portugalczyk kolejny raz udowodnił na boisku, że to, że jest świetnym
obrońcą, nie broni go przed tym, że powinien być zawieszany po każdym meczu za
brutalną grę. Hiszpańskie gazety, sprzyjające Realowi doszukały się sytuacji, w
której obrońca Los Blancos uderzył korkami w twarz przeciwnika, a był to tylko
jeden z wielu fauli i brzydkich zagrań Pepe.
Szkoleniowiec Realu i jego
zawodnicy zdają się żyć w swoim schizofrenicznym świecie, gdzie to oni są tym
dobrymi, a świat sprzeciwia się przeciw nim. Królewscy nie umieją się przyznać
do słabszego meczu, winę zwalając na sędziego, czy oszustwa przeciwnika. Pytanie
tylko, czy sami nie robią sobie krzywdy. Obrażani sędziowie w końcu zaczną
jeszcze ostrzej patrzeć na brutalne faule zawodników z Madrytu, a także
aktorstwo niektórych z nich.
Wczorajszy słaby mecz Real nie
był wynikiem błędu sędziów, a błędem w przygotowaniu drużyny przez trenera. Żądny zemsty na Barcelonie – Mourinho szczyt
formy zbudował na sierpniowe mecze z Blaugraną, niestety dla jego zespołu na
tak wysokim poziomie nie można znajdować się przez cały sezon.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz