Po dwóch remisach, z Realem Sociedad i Milanem w ciągu paru dni,
próbowano wywąchać w Barcelonie zapaszek kryzysu. Na potknięcie zespołu
Guardioli czeka wielu, a dwa remisy, to był znak od Boga, że mistrz podupadł.
Jednak nie.
Rację miał trener Osassuny, który
powiedział, że wolałby grać z Barceloną, która ostatnie mecze wygrała wysoko, a
nie z zespołem, który ma za sobą dwa remisy, a prasa rozpisuje się o jego
kryzysie. Wiedział, co mówi, Barcelona grała wczoraj przed swoją publicznością,
do tego miała udowodnić przeciwnikom, że kryzys, to za dużo powiedziane.
Barcelona ustrzeliła „klasyczną
manitę”, strzelając pięć goli już w pierwszej połowie spotkania. Pep Team po przerwie jedynie powiększy swoją
przewagę bramkową. Mówi się, że największy szacunek słabszemu przeciwnikowi
można okazać do końca grając na 100% swoich możliwości. Blaugrana, gdy wynik
ustali przed przerwą, w drugich 45 minutach gra zazwyczaj gorzej, chwilami od
niechcenia, a to na zmianę zrywami pokazując swoje umiejętności, bawiąc się
grą. Zupełnie, jakby zawodnicy z Katalonii nie chcieli robić krzywdy
przeciwnikom, z drugiej zaś strony, mając w głowie myśli, że kibice przyszli
oglądać ich cyrkowe wyczyny. Ossasuna mogła przegrać jednak większą ilością
bramek, przed ich utratą bronił ich słupek i poprzeczka, choćby w sytuacji, gdy
swojego pierwszego ligowego gola w 100 występie w Primiera Division strzelił
Eric Abidal. W słupek trafił także David Villa, z tym, że po jego strzale piłka
niefortunnie trafiła w zawodnika z Pampeluny i ten skierował ją do własnej
bramki. Villa wczorajszego wieczoru strzelił dwa gole, być może po bramce
strzelonej we wtorkowym spotkaniu z Milanem Asturyjczyk się przełamał. To był
już 13 gol strzelony Ossasunie w karierze mistrza świata. Dwa słupki i dwie asysty
zaliczył Leo Messi, do tego dokładając trzy gole został jednym z bohaterów
spotkania. Swój przydatność do zespołu po raz kolejny pokazał Cesc Fabregas,
który rozegrał kolejny świetny mecz, okraszony golem i asystami, a także
cudowną współpracą z Messim. Fabregas
strzela jak na zawołanie, stając się czołowym snajperem Blaugrany. Cudowny mecz
rozegrał Dani Alves, Brazylijczyk grał niczym rasowy skrzydłowy, po prawej
stronie niezauważalna była nieobecność Pedro.
Ostatni raz na swoim stadionie 8
goli strzeliła Barcelona w sezonie 96-97 w meczu przeciwko Logrones. W zeszłym
sezonie, tuż przed pamiętnym 5:0 z Realem, zawodnicy Guardioli 8:0 wygrali z Almerią
na wyjeździe. Potem już ośmiobramkowego rezultatu nie powtórzyli.
I tylko ciekawe, czy dzisiaj Real
wyrówna lub pobije dzisiejszy wyczyn Barcelony, przeciwnik – Levante, wydaje
się być wymarzonym ku temu celem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz