W Barcelonie podśmiewają się złośliwie z Florentino Pereza, który żądny
sukcesów sportowych Realu wiarę swą złożył w ręce Mourinho, który wydaje się
mieć władzę absolutną w klubie z Madrytu. Pytanie tylko, czy Katalończycy
zauważają, że w Barcelonie faktyczną władzę zdaje się sprawować trener?
Guardiola w Barcelonie jest
uwielbiany. Próżno szukać przeciwników trenera, zwłaszcza, że ten wygrywa
wszystko, co popadnie, a czyż nie o to chodzi kibicom? Guardiola jest
przystojny, inteligentny i skromny, a więc dla każdego coś miłego. Kobiety mogą
się w nim potajemnie kochać, mężczyźni zazdrościć owego uwielbienia. Ale złego słowa powiedzieć o nim nie można,
byłoby to szaleństwem i czymś an wzór wydania wyroku na samego siebie.
Jose Mourinho swoich przeciwników
w Madrycie ma, przed nimi musiał go bronić Perez, który na ubiegło weekendowym zjeździe
odbijał zarzuty skierowane wobec swojego wybranka, głośno podkreślając, że jest
on najlepszym na świecie. Antagonistów Mou raczej nie przekonał, zapewne będą
czekali na wpadki trenera Realu.
Obaj panowie różnią się znacznie.
Obaj dotarli jednak do bardzo silnej pozycji w klubie. O ile głośno mówi się o
tym, jak stopniowo Jose Mourinho przejmuje władzę na Bernabeu, m.in.
przyczyniając się do zwolnienia Valdano, o tyle o Guardioli raczej się milczy, próżno
szukać w klubie ofiar jego działań, a słowa
Mistera są szanowane i brane pod uwagę.
- Głosowałem na tak, bo Guardiola
tak polecił – mówił jeden z socio po głosowaniu, dotyczącym umowy z Qatar
Fundation. Pep, na konferencji prasowej poprzedzającej zgromadzenie socio, podkreślał,
jak ważne są pieniądze dla klubu i jak otwartym krajem jest Katar. Słowo się
rzekło i wielu socio poszło za głosem trenera, porzucając głos sumienia.
Oprócz poparcia dla Qatar Fundation
Guardiola również wypowiedział się na temat Joana Laporty i jego
współpracowników, oskarżonych przez obecny zarząd o niedobre gospodarowanie
pieniędzmi klubu. Wiadomym jest, że Pep dobrze żył z Laportą, to w końcu
ówczesny prezes klubu postawił na młodego trenera, za co ma u niego dozgonną
wdzięczność. Zarząd z Rosellem na czele,
postanowił jednak wejść na drogę sądową i do dziś Laporta i siedmiu jego
współpracowników musi wpłacić po 2,9 mln euro. Guardiola uważa, że były prezes
na postępowanie sądowe nie zasłużył, wiadomo przecież, że każda władza ma swoje
wady i zalety, a Laporta wyciągnął klub z bardzo trudnej sytuacji.
Oburzony słowami był socio – Vicenca
Pla, który jako jedyny do tej pory przeciwstawił się Guardioli, uważając, że trener
powinien zająć się tym, co dzieje się na boisku, a jeśli chce, to sam może za
nich zapłacić, wiadomo, że go na to stać. Słowa Ply były komentowany zwłaszcza
przez prasę madrycką.
- Czy Guardiola jest de facto
prezesem Barcy? – zapytał As swoich internautów. 56% uważa, że tak, z tą opinią
nie zgadza się 44% ankietowanych. Wiadomo, że As jest mocno związany z Realem,
ciekawe więc co na to pytanie odpowiedzieliby kibice Barcelony.
Swoją drogą trudno sobie
wyobrazić, żeby za parę lat na fotelu prezesa Barcelony nie zasiadł Pep
Guardiola. Wydaje się to całkiem realne. I naturalne.