Przetrzebiona kontuzjami Barcelona w sobotę udała się na El Madrigal, stadion twierdzę, na którym od zawsze zawodnikom Guardioli grało się ciężko, tym razem nie było inaczej. Blaugrana upuściła w drodze po mistrzostwo dwa bezcenne punkty i traci do Realu już siedem oczek.
Jeszcze przed meczem Pep Guardiola zapowiadał, że jego zawodnicy nie mogą już tracić punktów, słowa te stają się, jak mantra powtarzana przed każdym meczem wyjazdowym. Grając poza Camp Nou w tym sezonie Barcelona remisowała czterokrotnie, a bywało tak, że przegrała, jak z Getafe. Zupełnie, jakby ktoś rzucił klątwę na poczynania wyjazdowe drużyny ze stolicy Katalonii.
- Okazało się, że Messi też jest człowiekiem – głosiły, niektóre ze sportowych portali. Wydawało się, że hat-trick ustrzelony w zeszłotygodniowym pojedynku z Malagą, przełamał złą passę Argentyńczyka, który do tej pory strzelił tylko jednego gola na wyjeździe. Messi mógł stać się bohaterem, gdy po jednej z akcji przelobował bramkarza gości, piłka jednak nie znalazła drogi do bramki. Oprócz tej sytuacji, piłkarz nie miał ich zbyt wielu, próby dryblingu były nieudane, a więcej strzałów na bramkę, trudno sobie przypomnieć. To nie sam Messi zawinił, pozostali zawodnicy Barcelony także zagrali słabo. Choćby Cesc Fabregas, który ostatnimi czasu wydaje się być cieniem samego siebie, były kapitan Arsenalu, bardzo mało wnosi obecnie do gry, a cudowna nić, która łączyła go z Leo Messim, wydaje się być, póki co, przerwana. Jeśli można kogoś wyróżnić, to świetnych Busquetsa i Abidala.
Guardiola zbyt późno zdecydował się na zmiany, po pierwszych bardzo słabych 45 minutach, aż prosiło się o wprowadzenie świeżych i kreatywnych zawodników, którzy mogliby rozruszać grę zastygłej Blaugrany. Wprowadzony w 60 minucie Alexis na niewiele się przydał, dopiero zmiany z 76 minuty sprawiły, że gra Barcelony nabrała tempa. Duet Tello i Thiago byli zastrzykiem nowej, jakże potrzebnej energii. Jeden z katalońskich dziennikarzy tak skwitował wejście, debiutującego w lidze Tello – Zrobił więcej w 2 minuty, niż Adriano w 76. Niestety dla Barcelony, 14 minut, które dostali dwaj młodzieńcy, było zbyt krótkie, żeby móc zmienić rezultat meczu na korzyść drużyny Guardioli.
Dziwi mnie zadowolenie Pepa po meczu. Mister chwalił swoje zawodników, że zrobili wszystko, żeby wygrać i podkreślał, że jest z nich dumny. Dziwne to. Barcelona zagrała sporo poniżej oczekiwań, praktycznie nie była sobą. I nie chodzi o słaby wynik, ale o słaby styl. Do wypracowanej przez nią ticki-tacki było daleko, zawodnicy z Katalonii mieli problem z dłuższym utrzymaniem się przy piłce i wymianą setek podań, do których przyzwyczaili piłkarski świat. Nie mówiąc już o próbach przedostania się w pole karne przeciwnika, które co rusz, spalały na konewce. Dlaczego tak się działo/ dzieje?
Zawodnicy Barcelony nie są zmęczeni fizycznie, a psychicznie. Większość z nich w piłce nożnej wygrała już wszystko, normalny wydaje się ‘zjazd’ formy i marazm w poczynaniach boiskowych, nawet nieuświadomiony. Cała nadzieja, w wchodzących do nowego zespołu młodzianach, jak Cuenca, Tello, czy Sergi Roberto, którzy mogą stać się motorem napędowym utytułowanego zespołu. Zwłaszcza teraz, gdy w Dumie Katalonii kontuzjowanych jest tak wielu zawodników z podstawowego składu.
Wszyscy piłkarze Barcelony podkreślają, że mimo straty siedmiu punktów do lidera będą walczyli o mistrzostwo Hiszpanii do samego końca. Jeszcze 54 oczek do zdobycia, z matematycznego punktu widzenia wszystko jest możliwe, patrząc jednak na poczynania drużyny Mourinho w tym sezonie, wydaje się, to być mało prawdopodobne, żeby Barcelona dogoniła Królewskich. Real stracił do tej pory w lidze osiem punktów i w przeciwieństwie do Barcelony, nawet, gdy gra mecze słabe, jak choćby z Mallorcą, dopisuje sobie po nich kolejne trzy punktu.
Ostatnio siedem punktów do lidera odrobiła w sezonie 2003/2004 Valencia prowadzona przez Rafę Benitez, wyprzedzając właśnie Real. Jednak od ciągłego powtarzania Barcelony, że punktów już tracić nie można, one nie przybędą, czas grać panowie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz