Obserwowanie pojedynku Realu Madryt z FC Barceloną może być fascynujące, może być też jedzenie pysznego tortu, od którego w pewnym momencie rozboli brzuch,a potem pojawią się niestrawności.
Wielu kibiców piłki nożnej zarzuca lidze hiszpańskiej nudę, poza pojedynkami w ramach Gran Derbi, rzadko zdarzają się mecze fascynujące, w których nie wiadomo, kto wygra, a kibic obgryza z nerwów paznokcie. Liga hiszpańska przypomina ligę szkocką, gdzie dwóch wielkich bije się co roku, kwestią jest, kto wygra w tym roku. Mimo że, w niektórych rankingach liga hiszpańska wyprzedza ligę angielską i niemiecką, to obie te ligi wydają się być bardziej nieprzewidywalne, a nawet dla wielkich klubów większość meczy, to nie spacerek, a ciężka walka o 3 punkty.
Zęby na dwóch gigantów ostrzą włodarze Malagi, która w perspektywie dwóch, trzech lat pragnie walczyć o najwyższe tytuły La Ligi. Bogatego właściciela doczekał się także Racing Santander, którego właścicielem stał się biznesmen z Indii. Tylko czy ktoś realnie będzie w stanie zagrozić Królewskim lub Blaugranie? Nawet takie marki, jak Sevilla, Valencia, czy Atletico Madryt w meczach z Realem i Barcą zazwyczaj nie mają szans, nawet, gdy stawiają się wielki, w 90 minucie zazwyczaj schodzą pokonane.
A może warto by rozważyć pomysł byłego prezesa FC Barcelony – Joana Laporty, który swego czasu zgłaszał propozycje utworzenia Ligi Iberyjskiej, w której skład wchodziłyby zespoły z Portugalii i Hiszpanii? Czy taki mix sprawiłby, że zawodnicy Realu i Barcy wchodziliby na boisko niepewni 3 punktów?