Przyznam, że mam tak parę razy w
roku.
Głównie objawia mi się to, gdy
Barcelona staje w szranki z Realem (oczywiście nie tylko wtedy, ale głównie),
zwłaszcza, że mecz odbywa się zazwyczaj o 22. Dzień przed meczem słabo śpię,
rano bywa, że trudno coś przekąsić i te oczekiwanie, jeszcze 10, 8, 6 godzin. Trochę,
jak z urodzinami w dzieciństwie, kiedy przyjdą te dzieciaki z prezentami i będą
gry i zabawy? Z meczem, to rzecz jasna, bardziej dojrzałe. No ba.
Jeśli akurat muszę tego dnia być
na uczelni, to nie wiem, co mówią ludzie dookoła, którzy zupełnie nie rozumieją
podniosłości dnia. Ignoranci. Jeśli jest to dzień wolny, to ciągnie się w
nieskończoność, a wszystko robione przeze mnie jest ‘po łebkach’, bo bez
skupienia.
Dziś wstałam i czekam, jeszcze 9
godzin do meczu, cała wieczność.
Jak już minie cały dzień, tak
ślamazarnie się dłużący, zaczyna się mecz, a ja marzę, żeby te 90 minut trwało
w nieskończoność i żeby zawodnicy w pełni je wykorzystali, nie trwoniąc czasu
na narzekanie i długą celebrację wyrzucania autów.
Najgorzej jest po, jak nagle kończy
się spotkanie, a ja zostaje rozpalona emocjami, nagle czuję pustkę, że cholera
się skończyło. I tak do następnego ‘match day’.
bardzo dobrze rozumiem o czym piszesz, sama przeżywam "match-day-fever", zwłasza przed ważnymi spotkaniami no i szczególnie jeśli mówimy o el Clasico czy meczach CL, w takie dni nie ma mowy o wyjściu na zakupy czy spotkania ze znajomymi, ba każdy weekendowy wyjazd czy spotkanie staram sie dostosować do ligowego kalendarza, jeśli Barca gra w sobotę, nie ma mowy o wyjściu do pubu :P sam dzień meczu to już inna sprawa, jeśli to liga i powiedzmy przeciętne spotkanie, to po prostu czekam na mecz sprawdzając co kilka minut twittera i skrzynkę mailową i słuchając katalońskiego radia, jesli mecz jest z przeciwnikiem wyższej klasy to są większe emocje oczywiście, o meczach z Realem nie wspominam bo tak zwana "napinka" trwa około tygodnia :P i wtedy to już jest poważna sprawa, chodzę cała w nerwach i trudno się skupic na czymkolwiek, najczęściej wtedy zdarza mi się przypalić obiad lub zapomnieć wyłączyć żelazko, z kolei to co ja nazywam CL-madness czyli wszystkie piekne sprawy związane z Champions Leauge to też kwestia tygodnia, rozplanowania artykułów, multimediów i wszelkich spraw zwiazanych z moją małą działalnmością hobbystyczną, jeśli jest tydzien z meczami CL to trudno liczyć na szybką odpowiedz mailową, moja skrzynka jest dosłownie zawalona a "to-do list" powiększa sie w zastraszającym tempie, ale uwielbiam to :D
OdpowiedzUsuńDzięki za komentarz :))
OdpowiedzUsuńDokładnie wiem, o czym piszesz!