środa, 21 marca 2012

I znowu Leo Messi

Jeśli ktoś po pierwszej połowie meczu Barcelony z Granadą nie wyłączył telewizora, to znaczy, że jest kibicem cierpliwym, ewentualnie nie mającym nic innego do roboty. Jednak Katalończycy i Andaluzyjczycy wynagrodzili męki widzom w drugiej odsłonie meczu. Swoje, jak zwykle, dodał Leo Messi.

Doprawdy, pierwsze 45 minut spotkania mogło przyprawić o zawrót głowy niejednego kibica – w sensie negatywnym. Granada była tak słaba, że swą grą ululała do snu drużynę Pepa Guardioli, sprawiając, że zawodnicy Blaugrany sami zapadli w piłkarski sen i po strzeleniu dwóch bramek stanęli. Co zdarza im się często, Duma Katalonii jeśli wygrywa, to chwilami zapada w stan hibernacji, wybudzić może ją tylko trzęsienie ziemi.  Brr, zapomnijmy o tych pierwszych 45 minutach. 

Druga połowa zrozpaczonego widza mogła rozkręcić, rozśmieszyć i rozmarzyć. Dwa gole Granady, w tym jeden po karnym podyktowanym po szaleństwie Daniego Alvesa (tu powód do śmiechu, śmiał się sam Pep Guardiola, zwłaszcza, że Brazylijczyk sprowokował także drugiego karnego w późniejszej części meczu), sprawiły, że mecz rozpoczął się na nowo. No, ale wtedy do głosu doszedł Leo Messi, tą bajkę już znamy, ale romantycznego fana może ona za każdym razem rozmarzyć. Kolejny hat-trick.  Nie tylko dlatego ten mecz był specjalny dla Argentyńczyka, stał on się samodzielnym liderem klasyfikacji najlepszych strzelców w historii klubu. I to wszystko w przeciągu zaledwie siedmiu lat. Kto pamięta pierwszą bramkę Messiego po cudownym podaniu Ronaldinho? Bliźniaczo podobną do tej, którą chwilę wcześniej sędzia nie uznał, odgwizdując spalonego. Messi ma 25 lat i  234 gole na swoim koncie, a co będzie dalej? W weekend kolejna okazja do zdobycia gola.  – On nie strzela tylko wiele bramek, on strzela wiele cudownych goli i robi to co trzy dni – zachwycał się swoim podopiecznym Pep Guardiola. Nie tylko zresztą on wychwala Messiego. – Dopóki Cię nie poznałem, nie wierzyłem w Boga! – głosił napis na jednym z transparentów. Boskie przymioty łączone są z Argentyńczykiem od dawna, wydaje się zresztą, że na piłkarskim Olimpie nie ma on sobie równych.

Oddałam cesarzowi, co cesarskie, teraz czas na resztę drużyny. 

We wtorkowym meczu dobre wrażenie zrobił Isaac Cuenca, który co rusz wkręcam w ziemie obrońców z Granady (umówmy się, sami mu na to pozwalali), ale nie zmienia to faktu, że dyspozycja młodego Katalończyka mogła cieszyć kibiców i trenerów Barcelony. Zwłaszcza, że na drugim skrzydle słaby mecz rozegrał Alexis Sanchez, zastąpiony inną młoda gwiazdką Blaugrany – Cirstianem Tello, który wszedł i strzelił gola, a mógł nawet dwa, gdyż obsłużony świetnym podaniem przez Messiego, zmarnował wyśmienitą okazję. Zawiódł też Thiago, który słabo czuł piłkę, ale można go usprawiedliwić, gdyż wrócił do zespołu po kilku tygodniowej absencji spowodowanej kontuzją.

Kibica Barcelony zapewne martwi informacja o kontuzji Adriano, a w związku z brakiem wyrzuconego za dwie żółte kartki Alevsa, chorobą Abidala, Barcelona zostanie bez swoich najlepszych bocznych obrońców. Będzie to zatem okazja, żeby Guardiola postawił na któregoś z młodych zawodników z cantery. 

Na tą chwilę Blaugrana traci pięć punktów do Realu, który dziś zmierzy się z Villarrealem. Jednak mało prawdopodobne wydaje się, żeby pięciopunktowa różnica utrzymała się dłużej niż 24 godziny. Ku rozpaczy sympatyków Barcy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz